Archiwum wrzesień 2005


wrz 30 2005 zniewolenie
Komentarze: 1

Najgorszą rzeczą na świecie jest pozwolenie komukolwiek lub czemukolwiek na zawładnięcie własnym umysłem. Jeśli pozwolimy na to, staniemy się niewolnikami własnych żądz, pragnień, które nigdy nie zostaną spełnione, a przynajmniej część życia zostanie zmarnowana i pozostawiona na łaskę lub niełaskę wszystkich szkodliwych wpływów otaczającego świata. Stąd są już tylko dwa wyjścia, pozwolenie na całkowite zawładnięcie umysłu, wstawienie się na cierpienie, smutki, braki, pustkę ze strony własnej duszy, ambicji. Tak szybko, jak wyrosło się z dzieciństwa, wskoczy się w otchłań niewiedzy wieku niemowlęcego. Nikt nie będzie w stanie wychować ponownie takiej osoby, a ta będzie pchana w stronę choroby, stresu, śmierci. Druga strona rysująca się jako szczęście, optymizm i zapomnienie o przeszłości, jest prawie niemożliwa w osiągnięciu. Jeśli raz wskoczy się w plamę smoły, ciężko doczyścić brud.

mrs_patii : :
wrz 13 2005 ****
Komentarze: 0

I'm convincing myself that it is you, but you're smiling wider.
I wish it was you, but your hair are different.
I think it is you, but you do not recognize me.
I imagine that it is you, but you are not mine anymore.

for eternal rememberance
****

mrs_patii : :
wrz 05 2005 "Pożegnanie z Marią"
Komentarze: 0

Jeżeli żyjesz -- to pamiętaj,
że jestem. Ale do mnie nie idź.
W tej nocy czarnej, opuchniętej
śnieg się do szyb płatami klei.

I gwiżdże wiatr. I nagi kontur
drzew bije w okno. I nade mną
jak dym zagasłych miast i frontów
płynie niezmierna, głucha ciemność.

Jak strasznie cicho! Po cóż było
aż dotąd żyć? Już tylko gorycz.
Nie wracaj do mnie. Moja miłość
jest zżarta ogniem krematorium.

Stamtąd cię miałem. Twoje ciało
w świerzbie, w flegmonie tak się pięło
jak obłok wzwyż. Stamtąd cię miałem,
z niebiosów, z ognia. Przeminęło.

Nie wrócisz do mnie. Razem z tobą
nie wróci wiatr, co mgłą się opił.
Nie wstaną ludzie z wspólnych grobów
i nie ożyje kruchy popiół.

Nie chcę, nie wracaj. Wszystko było
grą naszą, złudą, czczym teatrem.
Krąży nade mną twoja miłość
jak dym człowieka ponad wiatrem. 

Myślę o tobie. Twoje oczy,
twój głos, twój uśmiech przypominam,
patrząc na niebo. Zboczem nieba
zsuwa się obłok, jakbyś lekko
profil zwróciła w lewo. Ówdzie
drzewo wplątane w wiatr przechyla
koronę twoim przechyleniem,
a tam w powietrzu ptak się waży - 
i wiem, że tak do twarzy wznosisz
dłoń w zamyśleniu. Rozproszona
uroda rzeczy, błysk przelotny
piękna na ziemi wiem, że w tobie
uwiązł i zastygł w kształt... 

Wiem, z nagła się otworzy krąg
miłości naszej. Nieostrożny
mej ręki ruch odpłoszy ciebie --
wtedy odejdziesz. Każda rzecz,
której dotknęłaś, nawet powiew
powietrza, idącego od drzwi
lekko przez ciebie otwieranych --
ciebie mi będą przypominać,
jak gdyby struną były, którą,
przechodząc mimo, potrąciłaś...
A jakim dźwiękiem będę drżał
ja, który miałem cię w ramionach? 

Tak mi się twoja twarz rozpływa
i niknie we mnie jak widnokrąg,
z którego odejść trzeba. Glos twój,
twe oczy, uśmiech jak przelotny
wiatr, gdy się o twarz ociera,
jeszcze drży we mnie i jak ptak,
który tak lekko i ostrożnie
w powietrzu waży się, jak gdyby
oddechem był -- ulata ze mnie,
rozpływa się i niknie. Próżno --
ty wiesz, że w szyby nocnej czerń
jak w życie swoje dawne patrzę,
lecz ciebie tam już nie ma.
Tylko mgła, która w górę się podnosi...

mrs_patii : :